Dotarliśmy do miejsca gdzie wychowywał się nasz kierowca Basaara. Przepiękna okolica. Kolorowe łąki, zmieniające się barwami kwiatów; Mnóstwo małych zwierzątek uciekających przed samochodem: wiewiórki ziemne, świstaki. Raj na ziemi; na dodatek mało oblegany przez turystów, bo trafić tam może tylko ktoś kto się tam wychował.Chociaż nasz kierowca miał mały problem jak trafić do jurty rodziców. Pokrążyliśmy trochę ale w końcu dojechaliśmy do rodziny Basaara.Na powitanie Mama postawiła na stoliku paterę z cukierkami, talerz domowych ciastek i do tego gęstą słodką śmietanę z jaka. Pychotka:) Później szybko zakręciła się koło piecyka i po 15 minutach zostaliśmy poczęstowani żeberkami baranimi, gotowanymi tylko w posolonej wodzie. Tata zaś wyciągnął swoją tabakę przechowywaną w specjalnej tabakierce i ozdobnym pokrowcu. Mongołowie tak witają gości. Na koniec dostaliśmy jeszcze po misce zupy z domowym makaronem. Nie wypadało odmówić i trzeba było wszystko zjeść. Dobrze, że Kuba jest "wszystkożerny", pomógł mi z moją porcją. Tłustego mięsa unikam jak mogę a w zupie go nie brakowało. Po godzinnym rodzinnym spotkaniu pojechaliśmy dalej. Basaara po drodze wypatrzył obchody Nadaamu i oczywiście musiał nas tam zawieść." Nadaam, go, look." Trochę zaczęło padać więc Basaara swoim autem zajął dobre miejsce widokowe, my zostaliśmy w aucie a on poszedł przywitać się ze znajomymi. Trochę to potrwało zanim się nagadał ale nie mieliśmy mu tego za złe, rzadko odwiedza swoje rodzinne strony.
Na tę noc mieliśmy zaplanowane namioty w szczerym stepie, ale że popadywało co jakiś czas nasz kierowca stwierdził, że lepsze będą gery. Po 2 godzinach jazdy zatrzymaliśmy się przed "ośrodkiem gerowym" ale okazało się, że nie ma wolnych miejsc. Nadaam. To słowo wszystko wyjaśnia. A że jest to rejon mało turystyczny był to jedyny ośrodek w okolicy. I niestety albo stety musieliśmy rozbić namioty. I wcale tego nie żałowaliśmy. Miejsce naszego mini obozu było przepiękne.Przed nami jezioro, za nami góry. I oprócz naszej piątki żywego człowieka. Dostaliśmy dodatkowe śpiwory bo noce, zwłaszcza w górach są zimne. I faktycznie było trochę zimno, i twardo. Ale widoki o zmierzchu i rano rekompensowały nam wszystko.