Po zwinięciu naszego małego obozu ruszyliśmy w dalszą drogę. Bazaraa często się zatrzymywał pokazując nam piękne krajobrazy. Zresztą całą drogę zachwycaliśmy się widokami. Po kilku godzinach jazdy zatrzymaliśmy się w małej wiosce na nocleg. Okazało się, że prawie cała wioska to rodzina i przyjaciele naszego kierowcy. Zostaliśmy ulokowani w wioskowym hotelu. Dostaliśmy po "apartamencie", jeden dla nas, drugi dla Francuzów. Bazaraa umówił nas na prysznic; praktycznie każda wioska ma publiczne prysznice. Jest to mniejszy lub większy budynek z kabinami prysznicowymi. Znowu po kilku dniach na mokrych chusteczkach mogliśmy zmyć z siebie cały brud. Po prysznicu zostaliśmy zaproszeni na obiad do przyjaciół naszego kierowcy. Wymówiłam się bólem głowy, niestety mam już dość zupy z makaronem i tłustą baraniną. Kuba poszedł jako przedstawiciel rodziny:)