O 8.30 taksówka zabrała nas do Phedi. Podobno koszt jazdy autobusem i taksi jest mniej więcej ten sam. Może zaoszczędzilibyśmy z 200 rupii ale podwózka taksówką była dużo wygodniejsza i szybsza niż lokalnymi autobusami. Kierowca zawiózł nas pod sam punkt „startowy”. No i ruszyliśmy: Kuba z dużym plecakiem, ja z mniejszym. Wszystkie niepotrzebne rzeczy zostawiliśmy w przechowalni w hotelu. W trek najlepiej zabrać najmniej ile się da bo wraz z wysokością plecaki nabierają wagi, o czym później się przekonaliśmy na własnej skórze. Na samym początku podejście było dość strome, no i znowu schody. Prześladują nas od Chin. Miejscowe dzieci robiły tzw „bramę” i przepuszczały turystów dopiero po uiszczeniu przez nich zapłaty. Wcześniej w Pokharze zaopatrzyliśmy się w torbę cukierków – teraz się przydały. Około 13.30 doszliśmy do pierwszej wioski Pothana, którą nam zasugerował koleś z hotelu jako miejsce na nocleg. Spotkaliśmy tam też dwójkę Polaków, których poznaliśmy przez przypadek wczoraj. Zaczęli wspinaczkę godzinę przed nami a w Pothanie odpoczywali od 10 min. Znaleźliśmy nocleg na samym końcu wioski, z przepięknym widokiem na góry.
Nocleg 300 rupii za pokój, z zastrzeżeniem, że musimy jeść w naszym gesthousie. Takie są zasady na całej trasie.