Niestety żegnamy się już dzisiaj z przepiękną Mongolią. Kolejny etap naszej podróży to Chiny.
O 6 tej rano Mejet zawiózł nas na dworzec kolejowy. Pociąg do Pekinu odjeżdżał dopiero o 7.15, ale Mejet miał następną wycieczkę. Woleliśmy wstać trochę wcześniej i skorzystać z uprzejmości Mejeta niż zasuwać godzinę na dworzec z ciężkimi plecakami. Pociąg już stał na peronie; zostawiliśmy bagaże w przedziale i poszliśmy wydać ostatnie tugriki.
Około 19-tej byliśmy już na granicy mongolskiej, ale upłynęły chyba z 2 godziny zanim ruszyliśmy dalej. Po kolejnej półgodzinie dojechaliśmy do granicy chińskiej, do stacji Erlin gdzie mieliśmy zaplanowany postój na 4 godziny. Byliśmy przygotowani na dokładne sprawdzanie bagaży, no bo to przecież Chiny Ludowe ale ta odprawa była „najszybsza” z dotychczasowych. Nikt nic nie sprawdzał, wzięli nam tylko paszporty do podbicia i tyle. Nawet „narkotykowy” pies nie przeszedł po pociągu.
4 godziny postoju na granicy to głównie wymiana podwozia( w Chinach mają inny rozstaw szyn), i czas wolny. Po wymianie kół i odprawie paszportowej mieliśmy prawie 2 godziny czasu wolnego. Jako, że przez większość drogi było niesamowicie gorąco (wiatrak w przedziale nie dawał rady) wszyscy pasażerowie rzucili się w poszukiwaniu jakiegoś sklepu. W budynku dworca znajdował się jeden mały, ale za to dobrze zaopatrzony. Większość podróżnych kupowała litrami wodę mineralną. My oczywiście też bo zapas kupiony w Ułan Bator już dawno nam się skończył. O 1.20 ruszyliśmy w dalszą drogę. Do Pekinu dojechaliśmy o 11.40. Podróż znowu upłynęła nam w miarę szybko, tym razem jechaliśmy „tylko” 28,5 godz.