Do Yichang jechaliśmy trochę wolniejszym szybkim pociągiem. Tylko 160 km/h. Po dwóch godzinach jazdy byliśmy na miejscu. W planie mieliśmy dojechać do centrum lub do portu i poszukać jakiejś fajnej oferty spływu. Chcieliśmy zacząć już dzisiaj wieczorem. Na dworcu zaczepił nas jakiś koleś nie mówiący po angielsku ale z ofertą spływów w ręce. Zabrał nas do biura gdzie przyszedł kolejny gość ale już mówiący po angielsku. Wytłumaczył nam co i jak. Cena była trochę wysoka ale było to moim marzeniem od dawna. No i przecież jesteśmy w Chinach. Mieliśmy do wyboru dwie opcje: statek zachodni albo chiński. Wybraliśmy oczywiście zachodni. Wieczorem mieliśmy już zameldować ma statku. Mieliśmy kilka godzin wolnego. Poszliśmy na dobry obiadek a później na zakupy. Jakieś przekąski przydadzą się na statku. O 18-tej przyjechał po nas koleś, ten sam który zaczepił nas na dworcu. Zawiózł nas do miejsca skąd miał odpłynąć statek. Dość daleko od centrum. Nie był to główny port, jechaliśmy wiejskimi uliczkami i już zaczynaliśmy mieć wizję, że koleś zostawi nas w szczerym polu. Zapłaciliśmy już całość za rejs; co prawda dostaliśmy jakąś umowę ale wszystko było w krzaczkach. Ale po jakimś czasie dojechaliśmy do miejsca gdzie cumowało mnóstwo statków. Weszliśmy na pokład, byliśmy jednymi z pierwszych gości, i jak się później okazało tylko my z wielkimi plecakami. Statek urządzony był w stylu tajskim, z wielkim przepychem. Dostaliśmy kajutę, która był bardzo przytulna ale niezbyt czysta. Ze sprzątaniem to w Chinach mają wielki problem. Później przyszła do nas dziewczyna mówiąca dobrze po angielsku i oprowadziła nas po całym statku. Na statku spędzimy już noc chociaż wypłyniemy dopiero jutro.