Jesteśmy sami w całym hotelu. Większość turystów zatrzymuje się tu tylko na jedną noc, żeby zobaczyć zachód i wschód słońca. Nasza gospodyni poprosiła nas na migi, żebyśmy przymknęli główne drzwi jak będziemy wychodzić, i też zniknęła. Po jakimś czasie my również wybraliśmy się w drogę. Najpierw zeszliśmy na dół do wioski, z której odjeżdżają autobusy. Chcieliśmy zobaczyć ile nam to czasu zajmie. Przy parking autobusowym odkryliśmy stację kolejki linowej, którą widzimy z naszego okna. Niestety już nas na nią nie było stać. Kasa w portfelu topnieje a niestety nie ma w najbliższej okolicy żadnego bankomatu. Drogę powrotną wybraliśmy sobie przez punkt widokowy z górnej stacji kolejki. I znowu przepiękne widoki. Aż żal stąd wyjeżdżać, no ale kończy nam się kasa i rzeczy do przebrania tez nie mamy za dużo. Powiedziałabym nawet że nie mamy wcale. Codziennie wieczorem robimy małą przepierkę; dobrze że tutaj jest tak ciepło i rano wszystko mamy suche.
W drodze powrotnej szukaliśmy żarełkodajni, która akceptuje karty debetowe. Dopiero przy czwartym podejściu trafiliśmy na taką. Jedzonko okazało się przepyszne, zaszaleliśmy nawet z kawą. Mieli w ofercie świeżo mieloną, niebo w gębie po tygodniach na kawie 3 w 1.