Geoblog.pl    taraski    Podróże    zakochani w Azji:))    nieprzyjazne Chengdu
Zwiń mapę
2014
06
wrz

nieprzyjazne Chengdu

 
Chiny
Chiny, Chengdu
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 17494 km
 
Samolot mieliśmy dopiero wieczorem, około 20.30. Zdecydowaliśmy się lecieć bezpośrednio do Chengdu i tam zrobić sobie bazę wypadową po okolicy. Już trochę jesteśmy zmęczeni Chinami, chcemy tylko gdzieś przeczekać do wyjazdu do Tybetu, no i z Chengdu jedzie bezpośredni pociąg do Lhasy.
W Chengdu wylądowaliśmy ok.22.30. Wcześniej wybrałam hotel blisko lotniska, tylko na jedną noc, bo z lotniska do centrum miasta jest około godziny drogi. Autobusy do miasta jeżdżą tylko do 20-tej a taksówka sporo uszczupliłaby nasz budżet. Pobliski hotel oferował darmowy odbiór z lotniska więc podałam mailowo szczegóły naszego przylotu. Niestety nikt na nas nie czekał. Tragedii nie było, stwierdziliśmy że weźniemy taksówkę (to tylko 10 km). Jednak żadna lotniskowa taksówka nie chciała nas zabrać. Za blisko czy co?!!! Do jednej nawet udało nam się wejść ale kierowca dosłownie nas wyrzucił gdy zobaczył adres. Próbowaliśmy tak z pół godziny, nie pomogły nawet nalegania kierującego ruchem taksówek. Mój poziom złości gwałtownie się podniósł.
Po lotnisku krążyło mnóstwo „koników” oferujących prywatne taksówki. Najpierw chcieli 100 yuanów; 100 yuanów za 10 km!!! Żart jakiś???!!! Za taki dystans płaciliśmy 10, góra 15 RMB. Wściekła jak osa wróciłam na lotnisko szukać jakiejś informacji i pomocy. Pani w informacji turystycznej nie była chętna do pomocy. Wskazała mi tylko darmowy telefon, z którego mogłam zadzwonić do hotelu. I w sumie co z tego jak osoba odbierająca telefon nie mówiła po angielsku i w ogóle nie mogłam się dogadać. Czekała nas bezsenna nocka na lotnisku. W ostatnim akcie desperacji poprosiłam o pomoc ochroniarza lotniskowego, który zrozumiał o co mi chodzi. Zadzwonił do naszego hotelu, pogadał chwilę po chińsku, i kazał nam poczekać. Do pół godziny ktoś z hotelu miał po nas przyjechać. Ale minęło jedno pół godziny, później drugie a my w dalszym ciągu tkwiliśmy na lotnisku. Pomocny ochroniarz skończył pracę a ja nie mogłam znaleźć nikogo kto mógłby znowu zadzwonić do hotelu. W końcu po kolejnym bezowocnym poszukiwaniu taksówki, wkurzeni na maksa zgodziliśmy się na prywatną taksówkę. Pani zeszła z ceny do 40 yuanów. To też dużo za dużo, ale woleliśmy przespać się w hotelu a nie na lotnisku. W końcu około 1-ej w nocy dotarliśmy do hotelu. Pani na recepcji powitała nas z uśmiechem na ustach. Ale gdy zobaczyła moją minę przestała się uśmiechać. Za pomocą translatora próbowałam zapytać się dlaczego nas tak olali. Pani udała głupią, że o niczym nie wie. Ale akurat napatoczył się jakiś koleś, który trochę mówił po angielsku i pomógł mi w wyłuszczeniu moich pretensji. Recepcjonistce mina zrzedła jeszcze bardziej. Próbowała przepraszać i się tłumaczyć ale byliśmy tak zmęczeni, że machnęliśmy ręką i poszliśmy do pokoju. Pan, który zaoferował nam pomoc z bagażami okazał się kierowcą tegoż auta, który miało nas odebrać dzisiaj, a właściwie wczoraj, z lotniska. Umówiliśmy się, że rano podrzuci nas znowu na lotnisko, skąd weźmiemy już autobus do centrum. Po zrzuceniu plecaków Kuba ruszył na poszukiwanie czegoś do jedzenia. Wrócił jednak po paru minutach z reklamówką pełną jakichś ciastek i mleka smakowego. Okazał się, że w okolicy wszystko było już pozamykane a reklamówkę z małą przegryzką dostał na recepcji, i w dodatku za darmo. W ramach przeprosin chyba. Hotel ogólnie był w porządku tylko nie za bardzo otwarty na zachodnich turystów, nie wiem dlaczego ogłaszają się na booking.com. O dziwo, chociaż byliśmy wkurzeni na maksa zasnęliśmy bez większych problemów.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
taraski

Jola i Kuba
zwiedzili 5% świata (10 państw)
Zasoby: 110 wpisów110 12 komentarzy12 2112 zdjęć2112 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróże
16.06.2014 - 28.11.2014