święte jezioro Yamdrok

Z samego rana wyruszyliśmy autobusem w stronę Nepalu. Mieliśmy duży autobus do dyspozycji więc każdy mógł sobie wybrać najwygodniejsze miejsce, a nawet kilka. Przydzielono nam również policjanta, który niby miał pilnować kierowcy, żeby nie przekraczał prędkości. Podobno teraz taki wymóg w Tybecie, że nawet najmniejsza grupa turystów ma „niebieskiego nadzorcę”. W autobusie spędziliśmy prawie 9 godzin z przerwami na punkty widokowe. A widoki, nawet z autobusu były nieziemskie. Najpierw krętą, bardzo krętą drogą dokoła góry wspięliśmy się na wysokość prawie 4800 m gdzie mogliśmy popodziwiać w dole jedno z trzech świętych jezior Tybetu, jezioro Yamdrok. W trakcie jazdy do punktu widokowego adrenalina podnosiła nam się wraz ze wzrostem wysokości. Droga nie dość że kręta to jeszcze bardzo wąska, a i zabezpieczenia od przepaści żadne. Poza tym zauważyłam też sporo wraków aut i nawet jeden autobusu gdzieś w dole. Budujące to wcale nie było ale widoki zapierające dech w piersiach były warte ryzyka. Nasz kierowca był bardzo ostrożny ale na drodze było wielu innych idiotów, którzy wymijali nas nawet na zakrętach. Po osiągnięciu szczytu Kamba La, z którego mieliśmy przepiękny widok na większość jeziora Yamdrok ( i oczywiście po półgodzinnej sesji zdjęciowej) zaczęliśmy drogę w dół, do brzegu jeziora. I znowu półgodzinna przerwa na zdjęcia. Gdy już wszyscy mieliśmy ponad 100-tkę zdjęć jeziora z różnej perspektywy znowu ruszyliśmy w górę tym razem na spotkanie lodowca Karo-la, którego ma wysokość 5045 m. Dzisiaj nasza trasa przypominała jazdę na rollekosterze, góra-dół, góra-dół. Do hotelu dotarliśmy dopiero ok. 20-tej, więc szybka kolacja i łóżka.

Zdjęcia (58)

Komentarze (0)