Geoblog.pl    taraski    Podróże    zakochani w Azji:))    granica chińsko-nepalska
Zwiń mapę
2014
03
paź

granica chińsko-nepalska

 
Nepal
Nepal, Kodāri
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 20451 km
 
02.10

Rano wczesna pobudka, jeszcze był ciemno na dworze. Ostatni rzut oka na największą górę świata. I znowu w drogę. Zgodnie stwierdziliśmy, że jedziemy od razu do przygranicznego miasteczka skąd już było tylko pół godziny drogi do granicy. Wcześniejszy plan przewidywał powrót do Tingri i jutro z rana kolejne 5 godz. do granicy. I tak spędzamy większość czasu w autobusie więc stwierdziliśmy, że lepiej jutro trochę dłużej pospać i wyjechać o 9-tej a nie o 5-tej rano. W hotelu byliśmy dopiero około 21-ej, więc szybka kolacja i łóżko. Ból głowa powoli odpuszcza ale żeby mu pomóc w podjęciu szybszej decyzji odejścia tradycyjnie tableteczka.

03.10

Granica chińsko-nepalska otwierana jest dopiero o godz.10. My dojechaliśmy ok.9.30 a już przed budynkiem kolejka była spora. Równo o 10-tej drzwi do odprawy się otworzyły i tłum ludzi ruszył do przodu nie bacząc na miejsce w kolejce. I dzięki temu od razu przesunęliśmy się kilka metrów do przodu Jak dowiedzieliśmy się w kolejce, innym grupom miejsca zajmował przewodnik, ludzie przyjeżdżali do granicy o 10-tej i od razu szli do odprawy. Nasz przewodnik miał nas wszystkich głęboko w … nosie i musieliśmy swoje odstać. W końcu i przyszła nasza kolej. Odprawić się musieliśmy wszyscy razem jako grupa. Nasz przewodnik trzymał wszystkie nasze pozwolenia i wołał nas po kolei. Cała odprawa nie trwała dłużej niż 10-15 min. Nikt nie sprawdzał naszych bagaży co trochę mnie zdziwiło bo znowu się gdzieś naczytałam, że na granicy chińsko-nepalskiej dokładnie trzepią wszystkich i wszystko. Nawet chińscy urzędnicy życzyli nam udanego pobytu w Nepalu.
Po chińskiej odprawie całą grupą przeszliśmy przez most na stronę nepalską. Biuro odprawy jest bardzo niepozorne i o mało co byśmy go przegapili. Ale jeden z urzędników stoi przy drodze i zawraca takich jak my. W nepalskim urzędzie było trochę zamieszania ale po pół godzinie wszyscy już mieliśmy stempelki w paszporcie. Wiza 15-dniowa kosztuje 25 USD, 30-dniowa 40 USD.Wystarczy jedno zdjęcie i wypełniony wniosek.
Po załatwieniu wszystkich formalności wybraliśmy się całą grupą w poszukiwaniu jakiegoś środka lokomocji. Jako, że wszyscy jedziemy do Kathmandu zdecydowaliśmy, że weźmiemy dużą taksówkę albo dwie, żeby było szybciej. Autobus kursowy jedzie ok.7-9 godzin a jeszcze nikt nie wiedział o której rusza. Po około półgodziny czekania i kilku targach znaleźliśmy kierowcę, który zaoferował się nas zawieźć do stolicy za 250 USD za auto. Wyszło po 25 USD na głowę bo dołączyła jeszcze do nas Chinka. Auto okazało się mieścić 2 osoby w kabinie a reszta musiała się zmieścić na pace. Razem z bagażami:) Byliśmy ściśnięci jak śledzie w puszcze ale jazda okazała się całkiem interesująca choć nie za wygodna. Po około godzinie dotarliśmy do małej wioski gdzie zmieniliśmy auto. Szoferka była spora, na 6 osób ale większości chyba spodobała się jazda na "świeżym powietrzu". Tylko czwórka z nas zdecydowała się na siedzenie w środku. Nasz nowy kierowca był niesamowity, jechał z szybkością błyskawicy. Poradził sobie nawet z wielkim osuwiskiem ziemi, który kilka dni wcześniej zablokował drogę. Z samochodu widzieliśmy jak inni turyści z plecakami na grzbietach musieli pokonywać pieszo ten półgodzinny odcinek zawalonej drogi. Mieliśmy dużo szczęścia bo nie wyobrażam sobie półgodzinnego marszu w ponad 30 stopniowym upale, na dodatek ze wszystkimi swoimi tobołami na plecach.
Po 5ciu godzinach byliśmy na miejscu, w centrum turystycznej dzielnicy Thamel. Umówiliśmy się wszyscy wieczorem na kolację i każdy ruszył w swoją stronę. No prawie każdy. My podłączyliśmy się do pary Anglików bo nie mieliśmy żadnego zarezerwowanego miejsca. Po ok. półgodzinie błądzenia dotarliśmy do ich hotelu, w którym nie było więcej wolnych miejsc. Skorzystałam z hotelowego netu i przez booking.com zarezerwowałam pokoje dla nas i Jennifer, Amerykanki, która tez nie miała gdzie spać. Taksówką za 150 rupii podjechaliśmy do naszego nowo zarezerwowanego hotelu, gdzie też nie było wolnych miejsc. Akurat trafiliśmy na jakiś ważne hinduskie święto,festiwal, i większość hoteli była pełna. Koleś na recepcji jednak był tak miły, że zarezerwował nam miejsca w pobliskim bratnim hotelu. I za taką samą ceną jaką mieliśmy płacić u niego, chociaż tamten hotel był o wiele droższy.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (15)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
taraski

Jola i Kuba
zwiedzili 5% świata (10 państw)
Zasoby: 110 wpisów110 12 komentarzy12 2112 zdjęć2112 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróże
16.06.2014 - 28.11.2014